Pszczoła nie pyta, czy jej praca ma sens. Nie potrzebuje strategii, certyfikatu ani briefu. Działa, bo inaczej rój nie przetrwa. Nie pracuje dla idei, lecz dlatego, że tak działa natura.
„Co nie jest pożyteczne dla roju, i dla pszczoły nie jest pożyteczne” – zapisał rzymski cesarz i filozof stoicki Marek Aureliusz w swoich „Rozmyślaniach”.
To zdanie mogłoby dziś otwierać niejeden raport albo zawisnąć nad wejściem do sali zarządu. Trafnie ujmuje to, co próbujemy ubrać w skrót ESG: odpowiedzialność środowiskową, społeczną i zarządczą. Ale zanim stało się to obowiązkiem, trendem i wskaźnikiem do raportowania, było czymś znacznie prostszym: zdrowym rozsądkiem, etycznym kompasem, który wyznaczał granice ludzkiego działania. Zaś u jego podstaw leży instynkt przetrwania gatunku.
Gdybyśmy spojrzeli na współczesną organizację oczami filozofa albo przyrodnika, ujrzelibyśmy coś innego niż tylko KPI, tabele i benchmarki. Zobaczylibyśmy strukturę przypominającą pszczeli rój. Jest ciągła praca, podział ról, rytm (niekoniecznie zaplanowany, ale osadzony w systemie).
I przy bliższym spojrzeniu jest coś jeszcze. To sieć zależności między jednostką a wspólnotą, efektywnością a odpowiedzialnością, między tym, co indywidualne, a tym, co wspólne.
Nie jesteś samotną pszczołą
Myślenie kategoriami pszczelego roju wcale nie jest ani łatwe ani oczywiste w czasach indywidualizmu, budowania marki osobistej, konkurencji. Firmy przez dekady dążyły do optymalizacji zysku, często nie licząc się z tym, jaki koszt ponosi ekosystem, w którym działają. Woda, gleba, ludzie, lokalne społeczności, relacje wewnętrzne, wszystko to bywało zasobem lub kosztem, często przeszkodą do pokonania.
Marek Aureliusz dostrzegł, że natura nie zna fikcji ekosystemowej autonomii, choć w strukturach ludzkich ta fikcja ma się dobrze. Tworzymy organizacje, które próbują działać w oderwaniu od otoczenia, zapominając, że każda aktywność, choćby lokalna, niesie skutki dla całości, której jesteśmy częścią.
Jednocześnie ta krótka antyczna myśl obrazuje coś fundamentalnego: jednostka i wspólnota nie są przeciwieństwami, ale współzależnymi formami istnienia.
Rój – doskonały mechanizm natury
Rój pszczeli uważany jest za jeden z najdoskonalszych mechanizmów natury. To system samoregulujący się, samofunkcjonujący, elastyczny, a przy tym bezbłędnie uporządkowany. Każda pszczoła zna swoje miejsce. Ale, co ważniejsze, w sytuacji kryzysowej potrafi zmienić rolę, dostosować się, przejąć funkcję innej. Nie ma tu chaosu, przypadkowości. Jest zbiorowa inteligencja bez centralnego zarządzania (ktoś powie, że przecież jest królowa. I faktycznie, nazwa sugeruje hierarchię i władzę, jednak jej rola jest ograniczona do reprodukcji. To nie ona rządzi w ulu, lecz jest zależna od robotnic). Celem roju nie jest dominacja lecz jego przetrwanie i dobrostan.
Są też efekty uboczne tej perfekcyjnej organizacji. Życie. To zapylone rośliny, owoce, którymi karmimy się my i inne gatunki. Krajobraz, różnorodność, równowaga. Także produkty pszczele, używane niemal w każdej dziedzinie przemysłu. Pszczoły nie walczą z naturą i nie przeciwstawiają się gospodarce („cywilizacji”). One je współtworzą.
Człowiek – pszczoła z kryzysem tożsamości
W tym samym czasie człowiek, uzbrojony w technologie, procedury i strategie, próbuje zbudować własne „roje”, czyli firmy, korporacje, struktury. Często jednak te systemy nie przypominają pszczelego ula, który działa w harmonii z naturą, gdzie każda jednostka zna swój sens, a elastyczność i cel są zakodowane w biologii.
Tworzymy labirynty, miejsca w których pracownicy wędrują od spotkania do spotkania, od deadlin’u do raportu, nie zawsze wiedząc, po co. Budujemy maszyny, w których człowiek staje się wymiennym trybem albo teatry efektywności, gdzie mówi się o wartościach, ale za kulisami dominuje brak spójności, sensu i wzajemnego zaufania.
Zamiast wspólnoty tworzymy system kontroli, zamiast sensu – pozory misji. Zamiast miodu – sztuczne słodziki z dużą dozą dziegciu.
Ktoś słusznie zauważy, że przecież nie wszystkie pszczoły żyją w roju. To prawda, istnieją pszczoły samotnice. Ale nie są to „buntowniczki”, które opuściły system. To osobna linia ewolucyjna, autonomiczna, ale nadal wpisana w większy rytm przyrody. Ich praca, choć pozornie indywidualna, nadal służy całości.
Podobnie nie każda organizacja musi być ulem. Ale każda, niezależnie od formy, jest częścią większego porządku.
Starożytni i współcześni mówią tym samym językiem
Co ciekawe, wiele z dzisiejszych rozmów o zrównoważonym rozwoju brzmi jak echo pytań, które zadawali sobie stoicy dwa tysiące lat temu. Czy można działać skutecznie i jednocześnie etycznie? Jak zachować przyzwoitość i wierność wartościom w świecie pełnym presji, pokus i interesów?
Co naprawdę przynosi pożytek wspólnocie oraz jednostce?
To pytania filozoficzne, ale celnie trafiają w sedno obecnego napięcia między teorią a praktyką, między tym, co firmy deklarują, a tym, co naprawdę nimi kieruje. Zysk pozostaje nadrzędną wartością, a efektywność wciąż wyprzedza etykę w kolejce priorytetów. A jednak te pytania wracają w sytuacjach kryzysowych.
Prędzej czy później, każda organizacja zostanie zmuszona, by je sobie zadać, ale też by na nie odpowiedzieć klientom, partnerom biznesowym, społeczeństwu, pracownikom, samym sobie.
Dlatego ESG to nie tylko regulacja czy obowiązek raportowania. To powrót do myślenia o firmie jako części większej całości, jak o organizmie, który żyje w sieci zależności: z przyrodą, ludźmi, z systemem wartości.
Zarządzanie jako praktyka etyczna
Zarządzanie zintegrowane z wartościami nie oznacza naiwności. Nie oznacza też rezygnacji z ambicji, wzrostu czy innowacyjności. To świadomość, że nie da się dbać o długofalowy rozwój, ignorując fundamenty środowiskowe, relacje, przejrzystość i wspólne dobro.
Zyski w krótkim terminie mogą przyjść z wielu źródeł. Zaufanie tylko z jednego: z konsekwencji między tym, co firma mówi, a tym, jak działa.
Nowoczesne firmy, starożytne pytania
To, co dla pszczół jest naturalnym instynktem i warunkiem przetrwania, dla ludzi bywa narzuconym wymogiem i kosztem, z którym często się spierają
Współczesne organizacje powinny uczyć się tego, co pszczoły mają zapisane w instynkcie. To, co dziś nazywamy czynnikami ESG, czyli troską o środowisko, odpowiedzialnością społeczną, przejrzystością zarządzania, pszczoły realizują bez debat, audytów i strategii. Nie dlatego, że muszą, lecz dlatego, że inaczej nie przetrwają.
Tymczasem człowiek się waha, broni się, traktuje odpowiedzialność jako koszt, obowiązek, wręcz presję. Zamiast wbudować to w fundament działania, spycha na margines, jako element wizerunku, nie strategii.
Pytania, które stoicy zadawali dwa tysiące lat temu, są dziś bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Jak połączyć skuteczność z etyką? Jak dbać o zysk, nie niszcząc relacji, ludzi i planety? Jak działać mądrze, nie tylko szybko?
To właśnie te kwestie próbuje porządkować model ESG. Nadaje ramy temu, co było postrzegane intuicyjnie lub stanowiło efekt dobrej woli w trosce o ludzi, środowisko i przejrzystość działania. To próba zapisania w języku strategii tego, co kiedyś było kwestią etyki lub sumienia.
Ale warto pamiętać, że natura to nie sielanka. Przyroda nie jest sentymentalna. Nie nagradza intencji. Nie chroni słabszych z litości. Bywa brutalna. Przynosi burze, susze, powodzie i trzęsienia ziemi. Nie negocjuje z tymi, którzy przekroczyli granice. Jest i przywraca równowagę po swojemu.
Dlatego odpowiedzialność nie jest wyborem moralnym, lecz koniecznością przetrwania. Nie wystarczy mówić o wartościach. Trzeba działać zgodnie z nimi. Zgodnie z naturą, nie przeciwko niej. Tak, jak robią to pszczoły.
Autor: Aleksandra Dik, Instytut Wspierania Biznesu
Ps.
ESG to nie tylko raport i przepisy. To sposób działania, który łączy skuteczność z sensem. Jeżeli Twoja organizacja jest gotowa na ten krok – pomożemy go zaprojektować.
Jeżeli ten tekst poruszył w Tobie jakąś strunę, podziel się z nami refleksją. Jeżeli potrzebujesz wsparcia w przekładaniu wartości na działanie, porozmawiajmy.
kontakt@instytutwspieraniabiznesu.pl